Lublin to miasto z charakterem – a jego symbolem od wieków jest... koziołek. Ale skąd właściwie wziął się w herbie? Legenda mówi, że gdy miasto lokowano, przyszli mieszkańcy natknęli się na dzikiego kozła pasącego się na wzgórzu. Uznali to za dobry znak i właśnie ten uparty, wytrwały koziołek stał się naszą miejską „maskotką” – symbolem siły i niezależności.
Dziś koziołki możecie spotkać niemal wszędzie – od herbu na ratuszu, po małe rzeźby rozsiane po całym mieście. W tej serii zabieram Was na spacer ich szlakiem. Będziemy odkrywać ich historie, ciekawostki i miejsca, gdzie się ukrywają.
Szlak Lubelskiego Koziołka
Na Szlaku Lubelskiego Koziłoka, który został utworzony przez Fundację Lubelskie Koziołki znajdziecie koziołki o imieniu:
W Lublinie spotkacie też inne koziołki, utworzone w ramach Budżetu Obywatelskiego, docelowo ma być ich 11, to:
Staś
Poznajcie Stasia – koziołka ze Staszica, który dumnie stoi obok jednej z najstarszych lubelskich lecznic. To właśnie tu, przy ulicy Staszica, od wieków splatają się historie opieki, walki o zdrowie i troski o drugiego człowieka.
A czy wiecie, że ta ulica nie zawsze nazywała się Staszica? Dawniej mówiono o niej „Poczętkowska” – od klasztoru i kościoła karmelitanek bosych zwanych poczętkami. W XVIII wieku stał tu także szpital, w którym posługę pełniły siostry szarytki – troszczące się o chorych, biednych i opuszczonych. To właśnie one położyły fundament pod szpitalną tradycję tego miejsca.
Z czasem mała lecznica zamieniła się w Szpital Świętego Wincentego á Paulo, potem w Państwowy Szpital Kliniczny nr 1, aż stała się wielką placówką, gdzie dziś mieści się 17 klinik i pracuje ponad 2 tysiące osób. Leczą, szkolą przyszłych medyków, kontynuują dzieło rozpoczęte przed wiekami.
Staś, choć mały, symbolizuje wytrwałość, opiekę i troskę o innych. Stoi tu nieprzypadkowo – przypomina o historii tego miejsca, o ludziach, którzy przez pokolenia dbali o zdrowie mieszkańców Lublina.
Maciej
Przedstawiam Wam Macieja – kolejnego koziołka na lubelskim szlaku! Znajdziecie go tuż obok Pałacu Potockich, ponad 300-letniego zabytku, który od wieków wpisuje się w historię naszego miasta.
Maciej to prawdziwy miłośnik pięknych wnętrz i architektury – nie bez powodu wybrał na swój dom miejsce tuż przy zabytkowej perełce Lublina. Plotki głoszą, że gdy świeci słońce, potrafi wskoczyć na dach pałacu, by złapać najlepsze promienie (i najlepsze widoki na miasto).
„Tu znajdziesz codzienną porcję szczęścia w promieniach własnego kąta” – mówi Maciej. I coś w tym jest – bo czasem szczęście to po prostu kawa wypita na spokojnie z widokiem na piękną kamienicę, albo chwila zatrzymania się w biegu, by spojrzeć na detale, które mijamy na co dzień.
Wpadnijcie odwiedzić Macieja i zajrzyjcie przy okazji w okolice Pałacu Potockich – bo Lublin skrywa historie zapisane nie tylko w książkach, ale i w murach, rzeźbach i… koziołkach!
Jan
Poznajcie Jana – kolejnego koziołka na lubelskim szlaku, który rozgościł się przy Krakowskim Przedmieściu 6.
Nie bez powodu stanął właśnie tutaj – kiedyś działał tu legendarny sklep Jana Mincla, znanego z „Lalki” Bolesława Prusa. To był najlepszy sklep kolonialno-galanteryjny w mieście! W oknie stał pajac, który machał do przechodniów. A dziś? Dziś macha do Was Jan – i zaprasza nie do sklepu, ale na mały spacer śladami literackiego Lublina.
„We mnie jest dwu ludzi – jeden zupełnie rozsądny, drugi wariat. Który zaś zwycięży?” – mówił Mincel. Patrzę na Jana i wiem jedno: wygrywa ten, który idzie przez życie z uśmiechem, odwagą i… odrobiną szaleństwa.
Więc jeśli dziś potrzebujesz przypomnienia, że „kto ma siły w rękach, ma świat u nóg”, zajrzyj do Jana. A potem wpadnij na kawę, lody albo drożdżówkę gdzieś po drodze. Bo Krakowskie Przedmieście to zawsze dobry plan – na spacer, na chwilę odpoczynku, na małą przygodę.
Kryspin
Poznajcie Kryspina – koziołka-strażnika, który nie od dziś trzyma pieczę nad murami starego Lublina. Jeśli spacerując ulicą Królewską spojrzysz w górę i dostrzeżesz małą sylwetkę z kuszą – to właśnie on!
Krąży legenda, że Kryspin pojawia się tylko nocą, patrolując nieistniejące już w większości mury obronne Kazimierza Wielkiego. Raz ktoś widział go wyglądającego z Bramy Krakowskiej, innym razem – z Baszty Półokrągłej. Pilnuje, żeby nikt nie zakradł się do miasta… choć dziś zamiast wrogów, wypatruje zagubionych turystów.
A gdy go spotkacie, zapyta Was z uśmiechem:
„Czy wiecie, po co budowano mury miejskie? I dlaczego ich utrzymanie kosztowało fortunę?”
Dla Kryspina nie ma nic piękniejszego niż spacer wzdłuż starych murów. I choć nie chronią już miasta przed wrogami, nadal są świadkami historii – wystarczy się zatrzymać i wsłuchać.
Więc jeśli szukacie miejsca na małą podróż w czasie, śladem średniowiecznego Lublina – podążajcie za Kryspinem. Kto wie, może i Wam opowie jakąś miejską tajemnicę?
Wiktoria
Dziś na naszym koziołkowym szlaku spotykamy… Wiktorię – koziołka zwycięstwa! Znajdziecie ją przy ul. Narutowicza, tuż obok Kościoła pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny Zwycięskiej, który skrywa jedną z najciekawszych historii Lublina.
Wiecie, że ten kościół to dziękczynny dar króla Władysława Jagiełły? Legenda mówi, że św. Brygida Szwedzka przepowiedziała klęskę Krzyżaków, a Jagiełło mocno wierzył, że to właśnie on poprowadzi Polskę do zwycięstwa. I tak też się stało pod Grunwaldem w 1410 roku. W podziękowaniu za triumf król postanowił wznieść świątynię właśnie tutaj, w ukochanym Lublinie.
Kościół był przez wieki miejscem wyjątkowym – nie tylko duchowo, ale i artystycznie. Dziś możecie podziwiać wewnątrz gotycką polichromię oraz zajrzeć na wieżę, gdzie czekają artefakty i opowieści o historii miasta.
Wiktoria stoi tu nieprzypadkowo – przypomina o sile, wytrwałości i… trochę też o miejskiej dumie. Przyznajcie, że pięknie wpisała się w krajobraz tej części Lublina.